#ZYJLOKALNIE W POZNANIU VOL. 2 – CIM, FOTOPLASTYKON I OSADNICY W BIBLIOTECE

#ZYJLOKALNIE W POZNANIU VOL. 2 – CIM, FOTOPLASTYKON I OSADNICY W BIBLIOTECE

Niewiele rzeczy sprawia mi większą przyjemność niż spontaniczne wypady do centrum bez ŻADNEGO planu. Gdy nic nas nie goni, niczego nie musimy i po prostu się szwendamy. Już jakiś czas udało mi się odkryć jak ogromny potencjał zabawowy tkwi we wchodzeniu do budynków o różnym przeznaczeniu (pisałam o tym w mojej książce „Żyj lokalnie”).

Dopiero teraz jednak uświadamiam sobie, jak wiele z nich nigdy nie widziałam w środku. Ale z dziećmi śmiało nadrabiam te zaległości. I dzielę ich ekscytację. Dziś pomyślałam, że warto by było odebrać marcowy afisz – skierowaliśmy więc nasze kroki do Centrum Informacji Miejskiej, gdzie obejrzeliśmy archiwalne zdjęcia Lecha Poznań w ramach Fotoplastykonu (kosztowało nas to w sumie 7 zł). Przy okazji zakupów otrzymałam również ciekawą publikację – „Do-malowanki historyczne”, przedstawiającą ważne postacie dla naszego miasta – chętnie wczytam się głębiej w ich życiorysy (wypada:)). Przypomniałam sobie także o Poznańskiej Mapie Designu – nie wszystkie dane są teraz aktualne, ale z pewnością warto poznać to zestawienie! Później odwiedziliśmy hol Biblioteki Uniwersyteckiej przy ul. Ratajczaka oraz Bibliotekę Raczyńskich przy Placu Wolności – bardzo chciałam pokazać Gee ich wnętrza. Ostatecznie w tej drugiej spędziliśmy znacznie więcej czasu niż

zakładałam. W filii dziecięcej sięgnęliśmy po planszówki. Moja niespokojna natura po jakimś czasie zaczęła ciągnąć mnie, aby może jednak już wyjść i odwiedzić kolejne miejsce, zrobić coś jeszcze. Ale… przecież to już było to, o co mi chodziło – byliśmy razem z Gee, robiliśmy coś razem, inaczej niż zwykle, w nowej przestrzeni. Był skupiony, miał moją uwagę i nie potrzebował kolejnych atrakcji. To on ostatecznie dał sygnał, żeby zagrać w kolejną grę, a potem żeby wyjść. Na koniec wstąpiliśmy jeszcze po drodze do sklepu indyjskiego przy ul. Półwiejskiej. Gee naprawdę lubi go odwiedzać. Nie protestuję, bo mam sentyment do takich miejsc, często pojawiałam się w nich, gdy chodziłam do liceum (pamiętacie ten ogromny sklep w piwnicach jednej z kamienic przy Starym Rynku?). Zabawne jest jednak to, że to ja muszę zachęcać go do wyjścia:).Jeśli szukacie podobnych inspiracji, zachęcam do śledzenia kolejnych wpisów z cyklu oraz do lektury książki, w której dzielę się pomysłami na aktywne spędzanie czasu w naszym mieście (i nie tylko!).


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *