SWEET SURRENDER – WZYWAM NA DYWANIK!;)

SWEET SURRENDER – WZYWAM NA DYWANIK!;)

Czas na kolejną podróż sentymentalną. Tym razem opowiem Wam o miejscu, w którym podczas pierwszego urlopu macierzyńskiego bywałam raz w tygodniu. Myślę, że to ważne, aby w tym okresie w miarę możliwości ustalić sobie rutynę – w określony dzień (dni) pojawiać się na cyklicznych spotkaniach, zajęciach. To dobry powód, żeby się po prostu ogarnąć, wyjść do ludzi. Oczywiście bez ciśnienia, nie musi być to rozwiązanie dla każdego, ale w moim przypadku sprawdziło się na całej linii i zaowocowało bliskimi relacjami, które podtrzymuję do dzisiaj. Do rzeczy. Wszystko zaczęło się tutaj – w Sweet Surrender na Jeżycach.

Jak to w ogóle możliwe, że piszę o tym lokalu dopiero teraz? Nie mam pojęcia:). W końcu darzę go ogromną sympatią. Myślę, że główny wpływ na to ma osobowość właścicielki – Marybeth. Poznałam ją na jednym ze spotkań ‘Mama i ja’, których formuła od razu przypadła mi do gustu:). Miały bardzo nieformalny charakter – zajmowałyśmy jeden z pokojów, odkładałyśmy niemowlęta na podłodze i wspólnie się z nimi bawiłyśmy. Marybeth cały ten czas spędzała z nami, przygotowywała dla nas niespodzianki – wspólne śpiewanie angielskich piosenek przy akompaniamencie gitary, odciskanie rączek na krążkach z masy solnej, malowanie etc. Do naszej dyspozycji były także zabawki, które wcześniej własnoręcznie przygotowała – butelki z ziarenkami, brokatem, pudła z lampkami, wstążkami. Spotykałyśmy się co tydzień, właściwie zawsze w ten sam dzień, o stałej porze, płacąc 5 zł/os. W którymś momencie zawiązała się grupa 4-5 mam, które pojawiały się regularnie (w tym ja:P). Byłyśmy oczywiście otwarte na uczestnictwo osób „z zewnątrz” i zdarzało się, że trudno nam było się pomieścić w udostępnionym pokoju. W tym właśnie okresie zaprzyjaźniłam się z dwiema dziewczynami – żoną kolegi z liceum – Agatą oraz Pauliną, którą spotkałam tutaj po raz pierwszy. Kiedy dzieci były mniejsze, oczywiście miałyśmy więcej czasu na rozmowę i wertowanie menu Sweet Surrender:P. Obserwowanie coraz bardziej złożonych interakcji między naszymi pociechami było niezapomnianym doświadczeniem. Czas płynął, wróciłyśmy do pracy, Marrybeth poleciała w okresie wakacji do Stanów i mogłoby się zdawać, że nasze spotkania staną się miłym, ale jednak mglistym wspomnieniem. Nic bardziej mylnego!:). Nasze rozmowy przyczyniły się do rozwinięcia trzech odrębnych projektów, w tym Poznańskiej Spacerówki. Więcej – gdyby nie te spotkania, nie czytalibyście tego wpisu:P. Być może kojarzycie Paulinę Tarachowicz, autorkę bloga Bilikid – jak uczyć swoje dziecko angielskiego? To ona podrzuciła mi pomysł, abym również zaczęła pisać o atrakcjach dla dzieci w Poznaniu. Agata Fierek Dziurla ruszyła natomiast z projektem Gruszka Czy Pietruszka – szkoleniami z zakresu żywienia małych dzieci, głównie w okresie pierwszych 1000 dni życia. Do tej pory utrzymujemy kontakt i wzajemnie się wspieramy:).

Nie obiecuję, że cykliczne spotkania z innymi rodzicami  w okresie urlopu macierzyńskiego / rodzicielskiego zaowocują dużymi zmianami w Waszym życiu :P. Oczywiście nie można tego wykluczyć, ale może po prostu… miło spędzicie czas, poznacie sympatycznych ludzi. Byłoby dobrze, gdyby takie spotkania odbywały się w przyjaznym dla dzieci otoczeniu. Sweet Surrender na pewno do nich należy.

Dlaczego? Na ziemi leżą dywany, lokal przypomina mieszkanie, więc osoby, które przebywają w kawiarni czują się swobodnie. Ostatnio pojawiłam się tutaj ‘incognito’ i kelnerka na wstępie sama zaproponowała, że przyniesie pudło zabawek oraz uprzedziła, że przewijak znajduje się w odrębnym pomieszczeniu (niestety w toalecie nie ma dla niego miejsca). Z innych udogodnień dla rodzin z dziećmi warto wymienić najprawdziwszego konia na biegunach, krzesełko, dzwonek umożliwiający wezwanie obsługi do pomocy przy wnoszeniu wózka (moja inicjatywa:)) oraz dość pokaźną kolekcję gier planszowych. Jeżeli chodzi o menu – nie uważam, że jest baaardzo wyszukane, ale zawsze wiem, że zjem w Sweet Surrender coś smacznego, oryginalnego. Marybeth przykłada do tego dużą wagę, często wprowadza aktualizacje, dopracowuje przepisy. Bardzo lubię Juicy Coffee (espresso z sokiem pomarańczowym) oraz czekoladowe ciasto z masłem orzechowym, a w sobotę – najprawdziwsze pancake’i(!). Jeśli chodzi o pozycje dla dzieci – myślę, że mogłoby tutaj pojawić się kilka nowości. W wielu przypadkach możliwe jest zamawianie połówek porcji. Większość dań nie zawiera mięsa. Lokal jest zamknięty w niedziele.

Z ciekawostek – organizowałam tutaj swoje urodziny, które odbywały się pod hasłem „Najnudniejsza 30-stka EVER…!!!!”, taki napis miałam też na torcie:). Mały Ogr miał wtedy 6 miesięcy i wiedziałam, że nie uda mi się wyjść poza formułę „kawa-ciastko-zabawki dla dzieci na dywanie”, więc Sweet Surrender idealnie się do tego nadawał:).

Poniżej znajdziecie kilka aktualnych zdjęć, które wykonałam podczas ostatniej wizyty oraz dawniejsze ze spotkań z dziewczynami.

 

Marybeth, thank you for this wonderful time!

 

Lokalizacja

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *