WRACAJ, TAM WŁAŚNIE WRACAJ – BOBROWY SZLAK

WRACAJ, TAM WŁAŚNIE WRACAJ – BOBROWY SZLAK

To nie będzie pełen opis tego miejsca, choć odwiedzaliśmy je kilkukrotnie (!). Przed nami wciąż jeszcze wiele zakątków, urokliwych ścieżek do odkrycia. Dzielę się więc z Wami wiedzą, którą zgromadziliśmy do tej pory, ale zastrzegam sobie prawo do rozwinięcia tego wpisu – nie próbujcie mnie powstrzymywać!;). Zapraszam na Bobrowy Szlak!

Pogoda się zmienia, zaczynamy dostrzegać pewną zgodność pomiędzy temperaturą na zewnątrz a kartkami w kalendarzu:/. Może trudno nam będzie się do tego przyzwyczaić, ale tak zazwyczaj wygląda(ł) koniec października – nie zawsze będzie nas rozpieszczać „złota polska jesień”. Cóż więc nam pozostaje? Korzystać z cieplejszych jaśniejszych dni, kiedy (jeśli?) się nadarzą i/lub zaopatrzyć się kalosze, kurtkę, termos z gorącą herbatą i odkrywać z młodzieżą kolejne ciekawe trasy spacerowe. W końcu nic tak nie buduje odporności jak częste przebywanie na świeżym powietrzu!:)

O Bobrowym Szlaku słyszałam od dawna, ale tak jakoś… nigdy się nie składało, nie było nam po drodze… możecie do tej listy dopisać dowolne wymówki;). Nasze podejście zmieniło się diametralnie po pierwszej wizycie – od tego czasu pojawiamy się tam regularnie – napisałabym nawet, że szukamy pretekstu, aby tam wrócić. Dokąd dokładnie? Zacznijmy od lokalizacji, bo nie jest to wcale oczywista kwestia. W tym miejscu znajdziecie link do leśnego parkingu, na którym możecie pozostawić auto. Za pierwszym razem, gdy przyjechaliśmy do Trzykolnych Młynów, byliśmy zdezorientowani mijając kolejne duże leśne działki ograniczające dostęp do starorzecza Warty. Korzystając z adresu powyżej, zaoszczędzicie sobie poniesionego przez nas trudu;).

Przedstawiam Wam trasę naszych dwóch stosunkowo krótkich wycieczek – każdorazowo ograniczały nas ramy czasowe i nie mogliśmy niestety ich wydlużyć. Pierwszą z nich rozpoczęło miauczenie dwóch kociaków, które pozostawiono na leśnym parkingu. Niewiele brakowało a nasz Pepe zyskałby towarzystwo:) (ostatecznie zawieźliśmy je do kórnickiej Straży Miejskiej, skąd trafiły do fundacji, która miała przekazać je w „dobre ręce”). Pełna wyprawa – pokonanie pętli o długości około 5 km jest więc wciąż przed nami. Mam nadzieję, że następnym razem nic nie pokrzyżuje nam planów;).

 

 

Do rzeczy! Pierwsza trasa zaczęła się na parkingu nr 1 (patrz: mapa powyżej) – przeszliśmy odcinek lasem wśród pojedynczych brzóz, następnie zeszliśmy ze ścieżki, licząc na znalezienie kilku podgrzybków. Niedoczekanie;). Po minięciu ostatnich drzew i ambony zbliżyliśmy się do rozlewisk – malowniczej otwartej przestrzeni (to w jej pobliżu urządziliśmy sobie później piknik). Naszej „uczcie” przyglądały się krowy, co stanowiło niemałą atrakcję dla dzieci:). Później ruszyliśmy w kierunku lasu i zeszliśmy z głównej drogi – do zmiany planów skłonił nas widok pięknej brzozowej alejki. Nawet naszej młodzieży udzielił się jej romantyczny klimat;) – dzieci biegały trzymając się ręce, Mały Ogr wykonał spontaniczny piruet (odsyłam do filmu na Instagramie;)). Na końcu spotkała nas niemiła niespodzianka – ścieżka… nagle urwała się i okazało się, że prowadzi donikąd:P. Przeszliśmy przez las, wróciliśmy skrajem pola i znów znaleźliśmy się na głównej drodze. Wróciliśmy trasą zbliżoną do tej, wcześniej już pokonanej.

Za drugim razem za cel obraliśmy sobie zobaczenie wieży widokowej w Czmońcu. Mieliśmy tylko 30 minut i podjechaliśmy stosunkowo blisko – zostawiliśmy auto na parkingu nr 2. Większość naszego czasu poświęciliśmy na podziwianie pasących się tam krów;) – można było podejść naprawdę blisko. Małego Ogra i jego kuzynkę zainteresował także sypki piasek na drodze (niespecjalnie nadający się do pokonywania wózkiem:/) oraz pozostawiane przez nas ślady. Panorama roztaczająca się z wieży nas nie zachwyciła – była ok. Po prostu:). Znacznie lepiej oceniamy widok na rozlewiska znany nam z pierwszej, opisywanej wyżej wycieczki (na mapie oznaczony białym kółkiem).

Nie mogę doczekać się naszej kolejnej wyprawy w te okolice – chciałabym się bardziej zbliżyć do Warty. Będę też na pewno lepiej przygotowana. Wezmę cieplejsze rzeczy i… usmażę więcej naleśników;). Poprzednie skończyły się zanim zaczęliśmy właściwy piknik:P.

 

Lokalizacja

Gallery Wordpress

 

Daria Panek-Płókarz

Jestem mamą pięcioletniego Gee i trzyletniej Bee. Bliska jest mi idea „dzikich dzieci” – gdy tylko to możliwe, wyruszamy na wycieczkę do lasu:). Lubię tapasy, spływy kajakowe, Iris Apfel i Suwalski Park Krajobrazowy. W 2018 roku dodałam do tej listy prowadzenie bloga;). Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zachęcam również do obserwowania Poznańskiej Spacerówki na Facebooku i Instagramie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *