ZMYSŁOWA KLAMERKA

ZMYSŁOWA KLAMERKA

Idzie wiosna! Żadne silniejsze podmuchy wiatru, chłodniejsze poranki, nie są w stanie odciągnąć mnie od tej myśli. Poznańska Spacerówka istnieje od około roku, opracowałam już ponad 100 wpisów i nie mogę doczekać się cieplejszych dni, aby nasze kolejne pomysły doczekały się realizacji. Zresztą… nie tylko nasze:P… – otrzymuję od Was sporą dawkę inspiracji w prywatnych wiadomościach, wiele miejsc wciąż czeka na odwiedzenie i opisanie. Dziś opowiem Wam o Klamerce – kameralnej salce w centrum, w której odbywają się warsztaty dla dzieci. Mieliście już okazję się tam pojawić? Jeżeli nie, nie zwlekajcie dłużej:).

Co w Klamerce podoba mi się najbardziej? Paradoksalnie nie same warsztaty, choć im oczywiście również poświęcę sporo uwagi, ale atmosfera, jaka się tu każdorazowo wytwarza. Właścicielka zachęca do pojawienia 30 minut przed zajęciami oraz do pozostania również po nich, aby w spokoju porozmawiać, „oswoić” się z innymi uczestnikami, przestrzenią. Proponuje kawę, herbatę, dzieci rysują kredami po ścianie, bawią się razem, rodzice wymieniają pierwszymi doświadczeniami, spostrzeżeniami. Podczas zajęć następuje dalsze przełamywanie lodów, nieśmiała wymiana uśmiechów. Po części warsztatowej okazuje się, że wielu rodzicom wcale nie śpieszy się do domu, rozmowa jest bardziej swobodna, a dzieci odkrywają nowe pola zastosowań dla podjazdu dla wózków:P. Gee i Barbie doskonale odnajdują się w tej formule. My w Klamerce pojawiliśmy się zaledwie kilkukrotnie, ale myślę, że stali bywalcy, uczestnicy cyklicznych zajęć, mają okazję bliżej się poznać i… zwyczajnie zaprzyjaźnić:).

Myślę, że niemały wpływ ma na to fakt, że właścicielka sama jest mamą i dobrze odczytuje potrzeby rodziców, nie spogląda nerwowo na zegarek, uczestniczy aktywnie w rozmowie. Lokal jest ładny, szczególnie podoba mi się małe pomieszczenie, do którego wchodzi się prosto z ulicy. To w nim oczekuje się na zajęcia – znajduje się tutaj: zadbany kącik zabaw, mini szatnia, podjazd, stolik, kanapa. Jeżeli miałabym w nim cokolwiek zmienić, to byłby to może montaż zasłony chroniącej przed podmuchami w chłodniejsze dni, ale … nie upieram się – Klamerkę odwiedzaliśmy zimą i ostatecznie nie było to specjalnie uciążliwe:).

Przejdźmy do warsztatów! Nam w szczególności przypadły do gustu dwa – bębniarski oraz taki, na którym „kreatywnie niszczyliśmy”:P. Pierwszy prowadzony był we współpracy z agencją artystyczną STAGE OF ARTS. Szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy Barbie odnajdzie się w pomieszczeniu wypełnionym ludźmi oraz głośnymi instrumentami. Pierwsze chwile zdawały się potwierdzać moje obawy – zrobiła się płaczliwa i zaczęła się we mnie wtulać. Wszystko zmieniło się, gdy pierwszy raz uderzyła w bębenek, usłyszała muzykę, zobaczyła żywe reakcje brata i innych dzieci – prowadzący miał z nimi świetny kontakt. JJ, pomimo dobrych chęci, nie zawsze odnajduje się w aktywnościach tego typu – tu sam przyznał, że… podobało mu się (!). Tylko tyle i aż tyle:).

Na drugich zajęciach, które prowadziła właścicielka, podobało mi się to, że niszczycielskie zapędy dzieci prowadziły do konkretnego celu – stworzenia sensorycznego toru przeszkód. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś poprosił mnie o pomoc przy rozbijaniu wafelków na lody drewnianym młotkiem – przyznaję, że jest to zwyczajnie przyjemne (wczorajsze popołudnie spędziłam w końcu z naszą młodzieżą nad folią bąbelkową;)). Podczas wizyty w Klamerce przypomniałam sobie jednak o dzieciach, które podczas naukowego festynu ustawiały się w kolejce, zanurzały czerwoną różę w ciekłym azocie i rozbijały ją na drobne kawałki. Nie potrafię do końca wyjaśnić, dlaczego, ale obudził się we mnie wtedy jakiś opór wobec tego „eksperymentu”. Może właśnie nie czułam celowości, refleksji w tym działaniu. Abstrahując od moich górnolotnych przemyśleń;), zajęcia bardzo podobały się wszystkim uczestnikom. Sporo się na nich działo, kilka pomysłów warto byłoby zaaranżować w domowych warunkach – nie tylko ze względu na ich rozwijający charakter. Po godzinie brudzenia się, zgniatania, klejenia, dzieci i rodzice wyszły z warsztatów… czyści(!).

Na koniec podzielę się z Wami kilkoma informacjami technicznymi. Lokal znajduje się w centrum, na ul. Rybaki. W razie problemów ze znalezieniem miejsca, warto zostawić auto na parkingu Starego Browaru. Zapłacicie prawdopodobnie 7 zł, ale zaoszczędzicie sobie stresu; polecam przy tej okazji przejażdżki przeszkloną windą w nowej części;)). W Klamerce nie ma zbyt dużo miejsca na pozostawienie wózka, ale jest to możliwe. Na tyłach, w osobnej salce, można swobodnie przewinąć malucha. Na przełomie lutego i marca odbywał się mały remont, nowy grafik z zajęciami w tym miesiącu jest już dostępny na stronie. Co do zasady, prowadząca podczas cyklicznych warsztatów, koncentruje się na rozwijaniu kolejnych zmysłów.

Gdyby ktoś zapytał Gee o wrażenia z wizyt w Klamerce – na pewno wspomniałby o nowo poznanym koledze (musimy się w końcu znowu spotkać!), podjeździe dla wózków, rozbijanych wafelkach i o tym, że był najgłośniejszy podczas gry na bębnach. Sami musicie przyznać – działo się;).

 

Lokalizacja

 

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *