POCIĄG DO LASU – WIEŻA WIDOKOWA W MOSINIE I OSOWA GÓRA
W ostatni weekend spędziliśmy dużo czasu na dworze – dwa razy wybraliśmy się na dłuższe spacery w okolicach Poznania. Dziś zapoznacie się z relacją z pierwszego z nich – zapraszam do Mosiny:).
Naszą wycieczkę zaczęliśmy na parkingu w okolicach plaży nad Gliniankami. Obeszliśmy częściowo jezioro, za cel obierając sobie wejście na wieżę widokową. To nie była nasza pierwsza wizyta w tym miejscu. Tym bardziej pozytywnie zaskoczył nas fakt, że w jej sąsiedztwie obecnie realizowana jest inwestycja polegająca na rozbudowie trasy pieszo-rowerowej – myślę, że w przyszłym roku, na wiosnę, ją przetestujemy:). Póki co, odcinek ten wybitnie nie nadaje się do pokonywania wózkiem, na rowerku. Pod wieżą widokową podzieliliśmy się i z dołu obserwowałam wspinaczkę naszej męskiej reprezentacji. Przy innej okazji zdecyduję się na wejście i publikację zdjęć – widok stamtąd jest imponujący – zarówno w bliższej, jak i dalszej perspektywie.
Wyjeżdżając z domu nie mieliśmy konkretnego planu – po pierwszym etapie zdecydowaliśmy, że wybierzemy się także do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na początku szliśmy starą kamienistą drogą (ul. Pożegowską) i na rozwidleniu skręciliśmy w lewo, w imponującą aleję klonową. Założyliśmy, że spróbujemy zrobić pętlę – pokonamy odcinek, którym jeszcze nigdy nie szliśmy. Mieliśmy prowiant (Mały Ogr zrozumiał ostatnio koncept „pikniku”:P), pora była wczesna, pogoda piękna, więc uznaliśmy, że nigdzie nam się nie śpieszy i możemy sobie pozwolić na nieco dłuższą „wyprawę”. Ponownie skręciliśmy w lewo, w ścieżkę, która lekko schodziła w dół. Wbrew mapie poniżej, nie była to pierwsza odnoga tej trasy, lecz druga.
Przyznaję, że w pierwszym odruchu nie byłam zadowolona ze zmiany szlaku – opuszczałam aleję z niekłamanym żalem. Po chwili musiałam jednak przyznać, że kolejny odcinek również miał w sobie dużo uroku – w niskim tajemniczym wąwozie rosło sporo paproci, leżały zwalone drzewa z hubami, było tam też mało ludzi. Zasmuciłam się jedynie, gdy zobaczyłam górkę, pod którą musiałam się wspiąć z Barbie w nosidle – zdjęcie w galerii definitywnie nie oddaje stanu faktycznego:P. Słowo.
Gdy doszliśmy do głazu im. prof. Wodziczki (inicjatora założenia parku narodowego, co ciekawe – jedynego w naszym województwie) postanowiliśmy chwilę odpocząć i poszukać kolejnego miejsca na postój. Poczytaliśmy chwilę o Ozie Bukowsko-Mosińskim, najdłuższym ciągu pagórków tego typu w kraju i zboczyliśmy nieco z trasy, aby zregenerować siły nad Jeziorem Kociołek. Młodzieży bardzo się tam podobało. Napisałabym nawet, że za bardzo – piknik zorganizowaliśmy więc w pewnym oddaleniu od wody;).
Po powrocie na skrzyżowanie z głazem i tablicą informacyjną, postanowiliśmy odwiedzić opuszczoną stację Osowa Góra – jest bardzo blisko, po prawej stronie, ale nie kieruje do niej żaden znak, łatwo można ją więc ominąć. W naszym przypadku byłaby to niepowetowana strata – Mały Ogr był tym miejscem oczarowany. Przyznaję, że nas również zaskoczył widok torów, peronu bezpośrednio obok ścisłego rezerwatu. Myślę, że krótka historia tej stacji jest warta przybliżenia – być może spojrzycie na nią wtedy nieco bardziej łaskawym okiem:). Została założona w 1912 r. na potrzeby osób odwiedzających sanatorium w Ludwikowie. Pociągi przyjeżdżały z Dworca Letniego w Poznaniu. Do 1939 r. była to najbardziej uczęszczana linia kolejowa w okresie letnim w województwie poznańskim. Po wojnie ruch wznowiono, a po założeniu parku narodowego w 1957 r., stacja zyskała znacznie na popularności. W 1999 r. ponownie zawieszono ruch pociągów, a stacja zaczęła niszczeć, podlegać dewastacji. W 2013 roku linia została oczyszczona, rok później pojawiły się na niej drezyny, uporządkowano peron, zabytkowe budynki. Jeszcze wiele jest do zrobienia, ale już teraz trzeba przyznać – to miejsce z ogromnym potencjałem. Równocześnie jestem pod wrażeniem pracy, jaką wykonano w ostatnich latach i nie mogę się doczekać naszej przejażdżki – czytałam wiele pozytywnych opinii o tej atrakcji turystycznej – można nie tylko aktywnie spędzić czas z rodziną na świeżym powietrzu, ale też sporo się dowiedzieć o okolicy. Mały Ogr nie chciał opuścić stacji – chciał czekać na przyjazd drezyny, a dwa dni później, w domu po przebudzeniu opowiadał, że „ją słyszy”. Niespodziewanie musiało to być dla niego spore przeżycie.
Następnym punktem na naszej trasie była duża ładna polana (przechodząc mijaliśmy ją po prawej stronie). Przypadkowo zakłóciliśmy spokój dwóch mam, które odpoczywały na kocach z małymi dziećmi Chwilę później natknęliśmy się na studnię Napoleona, z której (zgodnie z legendą) raz w roku można napić się szampana. Ostatnią niespodzianką w trakcie naszego spaceru było odkrycie „miejsca wypoczynku Osowa Góra” – sympatycznej przestrzeni, idealnej pod ognisko. W jej pobliżu znajduje się parking, z którego można wyruszyć z wózkiem i dotrzeć właściwie aż do jeziora Kociołek.
…
Reasumując – pokonaliśmy odcinek o długości około 6 km, nasza wycieczka trwała 4 godziny. W niedalekiej przyszłości na pewno tutaj wrócimy – myślę, że nie tylko Mały Ogr jest podekscytowany wizją wspólnej przejażdżki drezyną;)
Dokładnie to samo robiliśmy w ten weekend ?
W sobotę? Być może spotkaliśmy się na trasie;)
Całą trasę przeszliśmy dzisiaj z Synem w gondoli. No oprócz podejścia pod górkę, wtedy wzięliśmy go na rączki 🙈 W pierwszym odcinku trasy między jeziorami nie minął nas NIKT . Super trasa 🙂
Super! Bardzo się cieszę:)