CO JEDZĄ ROPUCHY? – PAWILON ZMIENNOCIEPLNYCH W STARYM ZOO

CO JEDZĄ ROPUCHY? – PAWILON ZMIENNOCIEPLNYCH W STARYM ZOO

Myślę, że większość z nas wie, że warto wybrać się z dziećmi do Starego Zoo – dziś to bezpłatny, zadbany park w centrum miasta, ze zwierzętami i placami zabaw, w którym obowiązkowo, w okresie dzieciństwa, należy wykonać kultowe zdjęcie na wilku;). To oczywisty wybór i pewnie zawieje nudą, gdy poświęcę mu wpis, dlatego… odsunę go nieco w czasie:). Myślę, że dobrą okazją do jego napisania będzie otwarcie świeżo wyremontowanej Małpiarni. Co więcej, Gee jeszcze nigdy nie jeździł tam na kucyku, nie karmił zwierząt, mamy więc przynajmniej kilka powodów, aby tam wrócić. Dziś opowiem Wam o miejscu, które długo, nie wiedzieć czemu, omijałam w Starym Zoo szerokim łukiem i które obecnie, przy każdej kolejnej wizycie, zaskakuje mnie nowymi elementami rozbudowywanej ekspozycji. Zapraszam do Pawilonu Zwierząt Zmiennocieplnych:).

Warto się tam wybrać szczególnie wtedy, gdy pogoda nie rozpieszcza. Jest tam bardzo ciepło, wilgotno i przede wszystkim zielono:). Wstęp jest płatny – za dorosłego trzeba zapłacić 8zł, za dziecko 6zł (należność można uregulować kartą). Pawilon otwierany jest o 9.00 i zamykany godzinę wcześniej niż Zoo. Niestety nie ma tam żadnej szatni – po przekroczeniu drzwi wejściowych właściwie od razu staje się przed pierwszym akwarium. W okresie jesienno-zimowym jest to spora niedogodność.

Wybrałam się tam ostatnio z koleżanką, która przywiozła swojego malucha w wózku. Załadowałyśmy więc tam wszystkie kurtki, czapki, szaliki etc. Gdybym była sama, tylko z Barbie w nosidle, byłoby mi bardzo niewygodnie. Rozumiem, że jest tam mało miejsca i że zwiedzanie odbywa się z punktu A do punktu B, tzn. że kończy się przy drzwiach wyjściowych na drugim końcu pawilonu. Mimo to, może warto byłoby zainstalować wieszaki w okolicach toalet(?). Rzeczy mogłyby być nawet pozostawiane na własne ryzyko… niech będzie – nie wiem, jak Wy, ale osobiście byłabym w stanie je ponieść byleby tylko nie… nosić kurtek:P.

I druga kwestia – w pawilonie niestety nie ma przewijaka. W razie konieczności można zmienić pieluszkę w bezpłatnej toalecie ogólnej, w osobnym budynku, który znajduje się w pobliżu. Wiąże się to jednak z całą operacją związaną z ubieraniem-rozbieraniem dziecka. Koniec końców najsensowniejszym rozwiązaniem zdaje się być przewinięcie dziecka na wózku:/.

Może jednak lepiej wybrać się tam w okresie wiosenno-letnim, aby uniknąć tych niedogodności…?;) Rzecz w tym, że Pawilon Zwierząt Zmiennocieplnych warto odwiedzić ZAWSZE :). Pomijając kwestie techniczne, można tu naprawdę przyjemnie spędzić czas. Przejdźmy więc do właściwej treści wpisu:)

Po uiszczeniu opłaty za wstęp i wykonaniu kilku pierwszych kroków, ma się poczucie jakby się przeniosło do innej rzeczywistości – oglądamy kolorowe rybki, żabki, kajmany, żółwie, węże, jaszczurki, egzotyczne rośliny (gdybym miała to przeczytać na głos pewnie zabrakłoby mi tchu;)). Wszystko jest ładnie zaaranżowane, podświetlone. Bardzo podoba mi się część ekspozycji, która imituje trzcinową chatę oraz odcinek z kładką przerzuconą nad strumieniem. Jednak największe wrażenie niezmiennie robi na mnie waran, zwany również smokiem z Komodo, ospale przechadzający się wzdłuż szyby. Za każdym razem zaskakuje mnie to jak jest duży w stosunku do przyglądających się mu dzieci. W tym miejscu zachęcam miłośników mocniejszych wrażeń do poczytania o diecie tego gada:).

Bardzo lubię też jaszczura w jednym z ostatnich terrariów (czy tak to się właściwie odmienia?;)) – albo jest bardzo zainteresowany odwiedzającymi albo coś mu dolega;). W każdym razie zawsze, gdy przychodzę, wspina się na szybę (udało mi się to uchwycić na tym zdjęciu na Instagramie).

Podczas ostatniej wizyty byłam świadkiem sceny, która zmroziła mi krew w żyłach;) – widziałam zwierzęta podczas karmienia białymi suszonymi myszkami. Wiedziałam, że jaszczurki są mięsożerne, ale… ropucha? Nie mogłam się o tym naocznie przekonać, ponieważ, pomimo zachęty ze strony pracowniczki Zoo, płaz nie chciał jeść. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie… i w sumie cieszę się, że nie było pełne… ropucha zjadająca mysz…eghrhgjgc…Myślę, że Gee mógłby mieć odmienne zdanie na ten temat;).

Liczyłam na to, że uda mi się dziś napisać o innej atrakcji dla dzieci;). Barbie ostatnio nie choruje i w ostatnim czasie udało nam się „zwiedzić” kilka sali zabaw w pobliżu, uczestniczyć w ciekawych warsztatach oraz obejrzeć kolejną makietę kolejową. Pech chciał, że przejrzałam zdjęcia z Zoo i… tak jakoś sam napisał się ten post :P. Musicie mi wybaczyć – mam słabość do ciepłych, zielonych, egzotycznych miejsc. Pewnie nie jestem w tym odosobniona.

W przyszłym tygodniu spodziewajcie się wpisu o naszym hucznym powitaniu wiosny – było kreatywnie, kolorowo, załapaliśmy się nawet na darmowe przekąski;P.

 

Lokalizacja

 

Gallery Wordpress

 

Daria Panek-Płókarz

Jestem mamą pięcioletniego Gee i trzyletniej Bee. Bliska jest mi idea „dzikich dzieci” – gdy tylko to możliwe, wyruszamy na wycieczkę do lasu:). Lubię tapasy, spływy kajakowe, Iris Apfel i Suwalski Park Krajobrazowy. W 2018 roku dodałam do tej listy prowadzenie bloga;). Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zachęcam również do obserwowania Poznańskiej Spacerówki na Facebooku i Instagramie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *